SAMA TREŚĆ: Trollowanie blanta

 

Styczeń już za nami, a powracanie do styczniowych memów na początku lutego to według dzisiejszych standardów tempa przetwarzania popkultury syndrom bycia nie na czasie.

Zresztą z tego co widzę, na chwilę obecną "Rolowanie" znów ustąpiło miejsca "genderowi", więc wszystko wróciło do normy. Po co więc niby odgrzewać kotleta? A chociażby po to, że cała sytuacja była dość dziwna i przydałoby się pozostawić chociaż jeden publicznie dostępny wpis, który to demaskuje. Bo inaczej za pięć, dziesięć lat, nasze dzieci będą myślały, że to "Rolowanie" było naprawdę takie śmieszne. Tymczasem sama reakcja tzw. "ludu" na "Rolowanie" jest jakieś sto razy śmieszniejsza i bzdurna, niż samo "Rolowanie".

Najpierw – gdyby ktoś od Sylwestra był zahibernowany i dopiero co się obudził – dla porządku materiał referencyjny. Oto tuż po Nowym roku niejaka Natasza Urbańska, aktorka i pieśniarka, prywatnie żona Janusza Józefowicza, wypuściła nowy singiel, do którego mąż wyreżyserował teledysk:

Obejrzało go ponad dwa miliony Polaków, z czego 60 tysięcy kliknęło kciuk w dół, a zaledwie 4 tysiące – kciuk w górę. To rzadko spotykana miażdżąca przewaga negatywnych opinii. Ale na tym się nie skończyło, bo Polacy nie tylko zbiorowo powiedzieli Nataszy, żeby spie.....ła, ale i zaczęli się otwarcie znęcać, pastwić nad tą piosenką, nad jej tekstem, nad wideoklipem, nad samą wokalistką. Serio, jakiś zbiorowy amok opanował społeczeństwo, bo przez około 2 tygodnie ciężko było nie trafić na wpis w krajowym internecie, który w jakiś sposób nie nawiązywałby do rzeczonego utworu. Zresztą sami świetnie to wiecie. Dyskusje pozornie nie mające kompletnie nic wspólnego z "Rolowaniem" mimo to musiały kwitować jakże błyskotliwe aluzje typu "wiesz, rolowałam blanta", "chyba coś zroluję", "fejs demolejszyn" i tak dalej. Przewidywalność tego trendu po jakichś dwóch dniach stała się tak nieznośna, że... Jakby co, to wyjaśniam – nie, nie odkryłem sieci WWW wczoraj i znam działanie pewnych nieuniknionych mechanizmów przestrzeni wirtualnej. Tym niemniej skala akurat tego zjawiska była trochę nie do wytrzymania. Dlaczego? Bo jak to mawia mój kolega, "trzeba się strasznie nie znać", żeby tak rozdmuchiwać ten konkretnie numer.

Powiem tak – ja chcąc nie chcąc do całej sprawy podchodzę z perspektywy kogoś, kto dużo słuchał popu (podkreślam: POPU) i nadal go sporo słucha. No i z tej perspektywy nie widzę w "Rolowaniu" nic zabawnego. Choć wcale nie jestem żadnym popkulturowym smutasem – co i raz czepia się mnie jakiś głupi, acz niemożliwie śmieszny filmik, którym czasem potrafię zakatować najbliższych aż do znudzenia. Tyle, że "Rolowanie"... Naprawdę, chyba tylko w Polsce taki utwór i towarzyszący mu klip mogły stać się przedmiotem obsesyjnych szyderstw. W Polsce trochę rockistowskiej (pop jako ideologiczny wróg numer jeden wśród osób aspirujących do tzw. "dobrego gustu" – przepraszam, ale komiczne), ale trochę też zwyczajnie niedouczonej, niewyedukowanej... nazwijmy to po imieniu – niekompetentnej. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że "Rolowanie" w Stanach byłoby przyjęte jak kolejny klubowy banger z nietypową aranżacją i nieco durnym, a nieco frapującym w swoim ekstrawagancji tekstem. Może jak nic specjalnego, lecz raczej jak rzecz solidna warsztatowo, ewentualnie z atrakcyjną wizualnie solistką na plus. Tyle, że to co w zachodnim komercyjnym popie jest solidne, przyzwoite, rzetelne – u nas winno urastać do rangi wydarzenia.

A kuku – dla zdrowia dyskursu znienacka narażę się w tym miejscu niektórym znajomym "poptymistom". Otóż ja wcale nie sądzę, żeby to całe "Rolowanie" było jakimś genialnym w swojej trędowatości, wielowątkowym dziełem, fascynującym zderzeniem dobrych i złych pierwiastków estetycznych, trudnym do rozwikłania paradoksem, który warto analizować od piętnastu stron. Mnie "Rolowanie" nie intryguje, nie magnetyzuje, nie wciąga. Co to to nie! A przecież miewaliśmy już takie cacka. Choćby nadal niezgłębioną, nawiedzoną i szczerze zdumiewającą "Małą Chinkę" Funky Filona i Kai Paschalskiej – rzadki okaz nagrania targanego sprzecznościami niby w konwulsjach, przeciwstawiającego urodziwą warstwę muzyczną słowom tak psychodelicznie okropnym, że przez to aż wspaniale charakternym, charyzmatycznym i niezapomnianym. Tak, o "Chince" to ja pamiętam non stop i nie ma miesiąca, żebym sobie do tego piekielnie istotnego tekstu kultury nie wrócił (obowiązkowo w pakiecie z klipem – wiadomo, to byty nierozłączne). Z kolei gdyby nie wspomniana wyżej afera wagi niemalże państwowej, to o "Rolowaniu" pewnie zapomniałbym po tygodniu. Jest mnóstwo innych ciekawych (dobrych i złych) rzeczy na świecie... "Rolowanie"? Ziew.

Aczkolwiek nie da się ukryć, że jest to piosenka wartościowa muzycznie, szczególnie na szczeblu rytmicznym. Padały już porównania do wyprodukowanej przez Matthew Herberta płyty "Ruby Blue" Roisin Murphy albo do specjalizującego się w wycinaniu krótkich sampli r&b Richa Harrisona (facet ma na koncie m.in. słynne przeboje Beyonce czy Amerie). Jasne, członkom grupy June (odpowiedzialnym za ten bit) daleko do poziomu "If We're In Love", "Crazy In Love" czy "1 Thing", ale sam fakt że te tytuły w tym artykule padły o czymś świadczy, bo rodzimy pop zwykle nie pachnie przesadną światowością. Jednak ta adaptacja zachodnich patentów została w singlu Nataszy przeprowadzona na modłę słowiańską – festiwalowa zmiany tonacji w refrenie czy rozbuchany sznyt aranżacyjny mogą budzić skojarzenia ze szlagierami skomponowanymi przez Krzesimira Dębskiego dla Anny Jurksztowicz (i tak to leniwy trop, na pewno są precyzyjniejsze). Suma sumarum całkiem nieodległe (acz bardziej autorskie i świadome) pozycje zajęła u nas jakiś czas temu popowa eksperymentatorka Ramona Rey ( link - http://www.t-mobile-music.pl/opinie/recenzje/recenzja-na-nic-szkielko-i-oko,6149.html ), jednak jakoś nie spotkała się z powszechną aprobatą, którą Polacy obdarzyli np. Melę Koteluk, Kari Amirian czy ostatnio Rebekę. Cóż.

Jeszcze gorzej wygląda hipokryzja internetowych szyderców w kwestii oceny warstwy literackiej "Rolowania". Pomijam już, że w muzyce rozrywkowej tekst często pełni funkcję dźwięku, a słowa są zgłoskami, które mają fajnie brzmieć i kleić się fonetycznie. Pomijam też, że w anglojęzycznych parkietowych hitach znajdziecie sformułowania i frazy bardziej idiotyczne, niż "tamten to ashol" czy "podniósł mi się flor", a sama Natasza nigdzie nie powiedziała, że ten tekst nie jest parodią naszpikowanej anglicyzmami nowomowy przaśnych pseudo-celebrytów. Ale trudno – przyjmuję do wiadomości, że w kraju o tradycji sztuki tak silnie obciążonej zaangażowaniem, przekazem i martyrologią, statystyczny słuchacz oczekuje artyzmu zaklętego w tekście. Tylko że w takim razie jak wyjaśnić fenomen plebiscytu "Gazety Wyborczej" na najlepsze polskie piosenki XXI wieku, zdominowanego przez poezję tak wybitnych mistrzów pióra jak Grabaż, Piotr Rogucki lub Maria Peszek? Przecież czepianie się w tym kontekście "Rolowania" woła o pomstę do nieba. "Dzień dobry, kocham cię, już posmarowałem Tobą chleb" kontra "Rolowanie blanta na backstage'u, jakaś soda, jakiś juice" – przyganiał Coelho Carrollowi?

Aha i dodajmy na koniec, że wątpliwa wiarygodność Nataszy w tej nowej odsłonie stylistycznej to pikuś przy Grabażu śpiewającym "nigdy w życiu nie pokocham dziewczyny, która słucha disco polo" głosem i ekspresją jakich nie powstydziliby się frontmani Bayer Full, Boys, Milano, Top One i tak dalej. Jakieś pytania jeszcze?.

Jest coś potwornie nielogicznego w tym, że przy tak łatwym, powszechnym dostępie do internetu, gdy świat skurczył się i jest praktycznie na wyciągnięcie ręki (czytaj: kliknięcie), gdy codziennie stykamy się z milionem rozmaitych bodźców, które nas bezustannie kształtują, gdy mamy możliwość porównać wszystko z wszystkim – statystyczny polski internauta pozornie jakośtam uczestniczący w rozrywce i kulturze, kierowany bezrefleksyjnym instynktem stadnym, swoistym owczym pędem, uwziął się właśnie na "Rolowanie". Jakby brakowało mu wokół słabizny, miernoty, przewidywalności, nudy. Przeraża taniość tej sytuacji – definiowanie siebie i swojego "dobrego gustu" (tu ponownie wstawcie niekontrolowany rechot) poprzez publiczne wyrażenie pogardy względem całkiem udanej piosenki, która – choć daleko jej do rewelacji – próbuje wnieść do krajobrazu polskiego popu coś świeżego i innego. Nawiasem mówiąc, wprawdzie Natasza zdążyła już wydać cały album, o którym słyszałem od znajomych same najgorsze rzeczy, ale "Rolowanie" to jak dotąd z pewnością szczytowy moment jej kariery (taki trochę "miś na miarę naszych możliwości", no ale szczytowy).

A już autentycznie ostatecznym szczytem absurdu jest skandaliczne zestawianie przytomnego produkcyjnie "Rolowania" z czymś tak nieskończenie smutnym jak "Filiżanka" Michała Wiśniewskiego, czyli z przygnębiającym świadectwem paraliżu niegdysiejszego idola, który dziś, zupełnie bezradny, nie wie co ze sobą zrobić. Jak to się ma do "Rolowania", poza tym że znajomi na Facebooku wyśmiewali? Podobieństwo widzę tylko takie, że oba przypadki dotyczą utworów muzycznych wydanych w Polsce. Także jak widziałem miliard komentarzy w tonie "Rolowanie – upadek świata" i "Rolowanie – muzyka się skończyła", to myślałem sobie, że ich autorzy są jakimiś kosmitami, którzy z muzyką pop nie mieli nic wspólnego. Chyba że black metal jest podobny do reggae.
(T-Mobile Music, 2014)