TEARS FOR FEARS

 

#92
ROLAND ORZABAL
Orzabal jako autor lub współautor repertuaru jednego z bardziej ekstrawaganckich mainstreamowych bandów lat 80. w dość niekonwencjonalny sposób przełamywał songwriterskie schematy, bo jako jeden z niewielu w tym gronie naprawdę myślał o piosence jak o monumentalnej budowli, konstruując ją pieczołowicie, począwszy od solidnych fundamentów, a na kwiecistych ornamentach kończąc. Takie architektoniczne podejście sprawiało, że osobne motywy nabierały pełnego znaczenia dopiero w otoczeniu sąsiadujących segmentów. I to wszystko z przebojowym, radiowym instynktem w tle.
(100 Songwriterów Wszech Czasów, 2015)

* * *

"Sowing the Seeds of Love" (1989)
W zestawieniu 100 songwriterów ever gryzmoliłem moją skromną "pieśń o Rolandzie": "Orzabal jako autor lub współautor repertuaru jednego z bardziej ekstrawaganckich mainstreamowych bandów lat 80. w dość niekonwencjonalny sposób przełamywał songwriterskie schematy, bo jako jeden z niewielu w tym gronie naprawdę myślał o piosence jak o monumentalnej budowli, konstruując ją pieczołowicie, począwszy od solidnych fundamentów, a na kwiecistych ornamentach kończąc. Takie architektoniczne podejście sprawiało, że osobne motywy nabierały pełnego znaczenia dopiero w otoczeniu sąsiadujących segmentów. I to wszystko z przebojowym, radiowym instynktem w tle".

To ostatnie zdanie jest tu wyjątkowo istotne, bo "Sowing the Seeds..." – kulminacja opisanych wyżej skłonności – to obok "Bohemian Rhapsody" czy "Paranoid Android" dowód na możliwość chartsowego triumfu formalnej wielowątkowości spod znaku rocka progresywnego (#2 US, #5 UK, #1 Kanada, #2 Włochy...). Ta popowa suita składa się bowiem z kilkunastu osobnych części, podczas których przechodzi przez niemal BIZANTYJSKI wachlarz smaczków aranżacyjnych i produkcyjnych. Jest to rzadki przypadek międzynarodowego przeboju, gdzie można sobie układać własne TOP DZIESIĘĆ ulubionych momentów i zastosowanych patentów (a rzecz trwa około sześciu minut).

Ograniczę się do trzech wskazań. Jak wielu internetowych "szperaczy" sympatyzuję z hipotezą (przez pewien czas nawet to podejrzenie było uwzględnione w haśle na Wiki), że niebiański przebieg akordowy w "podstawowej części zwrotki" oparty jest o ten samo źródło, co "Midnight In a Perfect World" Shadowa – czyli o "Sekoilu Seestyy" fińskiego artysty o nazwisku Pekka Pohjola. Fragmenty są nawet w tej samej tonacji, aczkolwiek dowodów brak, bo w żadnych oficjalnych informacjach o piosence nie znalazłem wzmianki o wykorzystaniu tego sampla, jakby ktoś próbował za wszelką cenę ukryć ten fakt. Sprawa dla detektywa?

Po drugie, natychmiastowy powrót do zwrotki po pierwszym refrenie odbywa się między słowami "sowing the seeds..." i "I spy..." na schizofrenicznej sekwencji trzech akordów: od Gis ("od Gis, od gitary..."), przez G-dur7, do G-moll (płynna zmiana trybu przy tej samej podstawie – definicja inteligencji w komponowaniu).

I wreszcie najważniejszy tu zabieg, czyli wprowadzenie "na podmęczonego przeciwnika", pod koniec drugiej połowy meczu, zupełnie nowej, najpiękniejszej w całej piosence linii wokalnej Curta Smitha ("time to eat all your words...") na tej bazie od Fina. Tym razem Curt śpiewa nieskazitelnie intonacyjnie, a Roland zaczyna się z nim bawić, niby na freestyle'u. Wpierw usiłuje harmonizować, by po chwili powrócić do początkowego "high time we made a stand..." i wtedy wyznam, że nie słyszałem mocniejszego wyegzekwowania polifonii od czasu Bacha.
(2019)