STEVIE WONDER

 

#38
STEVIE WONDER
Gdzieś w połowie lat 90. mieliśmy w domu kasetę The Best of Stevie Wonder, która często gościła w rodzinnym magnetofonie. Numery bardzo przypadły mi do gustu, ale jeden z nich, który w tytule miał hołd dla Duke'a Ellingtona – nie dawał mi spokoju. A konkretnie refren. Piosenka została napisana w H i w zwrotce (skądinąd bogaty) przebieg akordowy był dla mnie w kontekście wyjściowej funkcji H logiczny z tym schodkowym zejściem w dół. Ale refren stanowił dla mnie wyzwanie. Linia wokalu była na tyle chwytliwa, że zwykle po wysłuchaniu nagrania próbowałem ją sobie odtwarzać w głowie, czy nawet podśpiewywać. O o ile z hookiem "you can feel it all ooooveeeer" nie miałem problemu, to blokowałem się na wyobrażeniu sobie tej legendarnej zmiany akordu z H na Fm7 w tle.

Żeby przywołać ją w myślach, musiałem "na piechotę" rozkładać cały akord od dołu, poczynając od prymy w basie. Do dziś traktuję tę zmianę jak rodzaj "złudzenia optycznego" ("harmonicznego"?) – kiedy ją słyszę, to uznaję jej istnienie, ale gdy w ciszy chcę ją odwzorować, to odruchowo mój mózg zmaga się z jakąś barierą. Dość surrealistyczne uczucie. Słyszałem w życiu w cholerę pogiętych progresji akordowych, ale przy zrekonstruowaniu z pamięci żadnej z nich nie napociłem się tyle, co przy tej, pod tę konkretnie melodię, pod słowami "ooooveeeer". Smaczku dodaje fakt, że tekst jest o uniwersalnej sile muzyki, przy której wszyscy mogą się demokratycznie bawić. No nie wiem... Tak czy siak powyżej nakreślona obsesja miała niewątpliwie niebagatelny wpływ na moje domorosłe "kształcenie słuchu", dziękuję za uwagę.

I to chyba tyle, nie będę tu nawijał o Steviem Wonderze, bo przecież wszyscy na pewno znają takie kawałki jak "Wild Wild West" czy "Gangsta's Paradise".
(100 Songwriterów Wszech Czasów, 2015)

* * *

Innervisions

W starciu z innymi soulowymi tuzami STEVLAND odsadza ich eklektyzmem, przepychem i samowystarczalnością. Swój soul obficie nasycił komponentami funkowymi, latynoskimi, progresywnymi i psychodelicznymi, ale utrzymał focus formalny. Olśniewa paleta kolorystyczna – Fender, Moog, Hammond, Hohner, T.O.N.T.O., elektryczne i akustyczne gitary, kontrabas, głosy i zatrzęsienie perkusjonaliów. Wonder jak na pseudonim przystało na większości gra sam "spod grubego palca" – lwią część materiału wykonał tu właściwie w pojedynkę i za to wciąż budzi sympatię u aspirujących lo-fi bedroomowców. Jak wiele pozycji w tym rankingu, Wewnętrzne Wizje to seria niezapomnianych chwil – przełamanie tonacji na modłę Yes circa Close to the Edge (a może bardziej zapowiedź SBB z Follow My Dream?) w "Living for the City", przewodni groove i chórki a la Manhattan Transfer w "Too High", poruszające kluczenie harmoniczne w "Visions", "subtelny element salsy" w "Don't You Worry 'Bout a Thing"... Malkontenci będą się czepiać o naiwne politykowanie i sporadyczny kicz niemal hollywoodzkiej egzaltacji, ale jak to ujął Jurek Owsiak... https://www.youtube.com/watch?v=LMe6gB2EAYA&t=45s.

highlight – https://www.youtube.com/watch?v=NA6OCGLCUec (evocative moment: rozpiszcie sobie przebieg akordowy – rzut oka na to co wam wyjdzie to właśnie ten moment)
(2018)

"Part-Time Lover" (1985)
Gość dosłownie zawładnął muzyką (kompozytor, aranżer, producent, multiinstrumentalista, wokalista), a krytyka ubóstwiała jego ambitne seventiesowe albumy. Mimo to gdyby ktoś kazał mi "w nocy o północy" wskazać ulubioną piosenkę Judkinsa, padłoby na tę przyśpieszoną ewokację sixtiesowego Motown. Trudno merytorycznie objaśnić jej obłędny powab. Niby główną linię wokalną zwrotki można bez poczucia dysonansu śpiewać pod wszystkie cztery akordy, co cholernie mnie kręci. Ale poza tym na papierze to w sumie dość prosty i mało oryginalny numer.

Spróbuję tak – tego kawałka nie da się "zcoverować". Studyjna wersja z abstrakcyjnymi adlibami Luthera Vandrossa i niebiańskim zawodzeniem ośmiu pań i panów chórzystów (na czele z Philipem Baileyem) dosłownie OCIEKA MUZYKALNOŚCIĄ, jest takim trochę artefaktem "popełnionym na taśmie". Układ gwiazd sprawił, że coś KLIKŁO, coś PYKŁO, coś ZATRYBIŁO. Nie wiem. W każdym razie śmiem twierdzić, że "zdolność Steve'a do unifikacji asymetrycznych partii głosów i instrumentów w jedną, niepowstrzymaną kulę energetyczną pozostaje imponująca" – i cytuję tu siebie o zupełnie innym Stevenie. (Nie, nie mogę tego powiedzieć ani o "Maneater" H&O, ani o "I Just Called to Say I Love You".)
(2019)