Półmetek 2013 – Polska

 

Okazuje się, że czasem wystarczy uderzyć w stół, a nożyce odezwą się same. Nożyce wspaniałej muzyki z 2013 roku.


Kiedy dwa tygodnie temu roztrzęsiony relacjonowałem swój niepokój w kwestii poziomu oraz, nazwijmy to, doniosłości muzyki wydawanej obecnie (link - http://www.t-mobile-music.pl/opinie/felietony/sama-tresc-popkulturowa-hipochondria,12976.html ), nie sądziłem, że ta poczuje się wywołana do tablicy. Widocznie więc muszę częściej marudzić i użalać się nad aktualną ofertą fonograficzną, bo "kontratak muzyki" był wprost piorunujący. W przeciągu dosłownie kilku dni natknąłem się na stertę nagrań, które diametralnie zmieniły mój ogląd sytuacji. Trudno orzec, czy to jednorazowy wysyp, czy też zwiastun jakiejś nowej, perspektywicznej tendencji, a może zaledwie zwyczajny zbieg okoliczności (co nie jest wykluczone, biorąc pod uwagę, że w zamieszaniu sporą rolę odgrywają comebacki weteranów, czyli jeden z motywów przewodnich popkultury w 2013 roku). Tak czy siak już w czerwcu spis moich ulubionych tegorocznych nagrań wygląda według mnie całkiem imponująco. Zaryzykowałbym nawet, że tak udanego półrocza to nie zaznałem od ho, ho, ho... A zwłaszcza w muzyce polskiej – i chyba najbardziej cieszy mnie właśnie to, że dziś Polaki trzymają się mocno. Dlatego to od krajowego podwórka chciałbym niniejsze mini-podsumowanie rozpocząć. Wybrałem format pojedynczych utworów, bo dzisiejsza "technologia słuchania" sprawia, że jedna wybitna piosenka może sama w sobie stać się ogromnym wydarzeniem i wystarczająco ekscytować słuchaczy, by traktować ją w ramach osobnego zjawiska.

* * *

1. Sorja Morja "Stany"
Najbardziej wstrząsający fragment polskojęzycznej muzyki, na jaki trafiłem od dawien dawna. Za chorą kompozycją, tłumaczącą "poważkowe" patenty na język nawiedzonego, progresywnego synth-popu, podobnie jak za precyzyjnie przygnębiającymi tekstami wrocławskiego duetu, stoi Szymon Lechowicz, który parę lat temu przekuwał zdekontekstualizowane disco-polo w chillwave w ramach projektu Damiano CZ. Tajemnicza wokalistka Ewa uzupełnia klawiszowo-bitowe podkłady o neutralny ekspresyjnie, jakby znieczulony śpiew, dodający całości aury, że tak się wyrażę, "brutalnej naiwności". Rok temu porównywano ich do wczesnych Papa Dance, ale teraz nie ma już chyba wątpliwości, że Sorja Morja prędko osiągnęła artystyczną samodzielność i dojrzałość. Aż strach myśleć, dokąd ten tunel prowadzi.

2. Crab Invasion "Dart"
Lubelski kwartet z każdym kolejnym singlem stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej, przy okazji poszerzając i tak już fantastyczne spektrum wypróbowanych dotąd stylów. Tym razem chłopaki imprezują na Ibizie i ochoczo czerpią ze szlachetnych przejawów masowej muzyki klubowej. Zwrotka ewokuje beztroski bossanova-lounge-dance-pop włoskiej grupy Milky, w refrenie wychodzi na jaw inspiracja albumem "Pala" Friendly Fires, a mostek odsyła do falsetowo-plemiennej euforii The Rapture. W ramach bonusu finałowe solo syntezatora brzmi jak brat bliźniak tego z "Najważniejszego dnia" Much. Podobno cały album też ma być eklektyczny i bogaty. A w odwodzie pozostaje jeszcze solowy, lo-fi'owy projekt Jakuba Sikory, czyli ZaStary.

3. Die Flöte "Civil War"
Gdyby ktoś jeszcze nie zauważył, to młody Kraków w krótkim czasie stał się aktualną stolicą polskiego indie – rozumianego jako skłonność do układania piosenek nie tylko alternatywnych duchem, ale i szalenie inteligentnych, wysmakowanych muzycznie. Kto wie, czy "Civil War" to nie dotychczasowe apogeum tej mikro-sceny, w obrębie której każdy gra chyba z każdym, choć często pod różnymi nazwami. Doszukiwano się w tym ech łagodniejszych kawałków grupy Pavement, ale ta jazzująca, błoga mgiełka ułożona jest zbyt starannie, więc preferowałbym zestawienie z Sea and Cake.

4. Tede "Tulipan"
Jednym z typowych tricków literackich Jacka Granieckiego jest kamuflowanie głębokiego przekazu poprzez płytkie, prostackie, czy czasem wręcz wulgarne pozory w tekście. Podobnie i tutaj teoretycznie tanie przechwałki o nałogowym zaliczaniu panienek są tylko punktem wyjścia do nieoczekiwanych refleksji o nieuchronnym przemijaniu. A wszystko na smakowitym, kolorowym bicie Sir Micha. Zamiast imprezować w Sylwestra, panowie siedzieli w studio. Opłaciło się.

5. Pezet "Ostatni track"
Oczywiście nie mogłem nie skontrować pozytywnej melancholii Tedego tradycyjnie neurotycznymi rozważaniami Pawła Kaplińskiego, zawsze doszukującego się drugiego dna w okruchach codziennego życia rapera. Te dwie narracje, dwie kompletnie biegunowe strategie "reagowania na melanż", są ważnym toposem naszego nawijania i w tej akurat potyczce Pezet wcale nie odstaje, serwując garść dekadenckich wyznań na tle dystopijnego, wieczorno-londyńskiego bitu Auera.

6. Furia Futrzaków "Kalejdoskop"
Tytułowy utwór z nowej EP-ki warszawskiego duetu ma w sobie nie mniejszą moc, niż singlowa "Noc...", a brzmieniowo sytuuje się jeszcze bliżej konwencji house'owej z lat 90. Syntezatorowy blichtr puentują odważne linie wokalne, ułożone całkiem "pod prąd". A za już niebawem, podobno, kolejna porcja świeżych kawałków od Furii.

7. Jerz Igor "Królewicz"
Nie mam pojęcia, kim jest Jerz Igor, ale tak zgrabne przypomnienie estetyki akustycznego popu, zagospodarowanej dekadę temu przez tandem Kings of Convenience, aż prosi się o pogłaskanie. Gdybyście chcieli wypalić składankę na początek muzycznej przygody bobasowi znajomych, to wiecie co tam uwzględnić.

8. Better Person "I Wake Up Tired"
Adam Byczkowski grał i śpiewał w zespole Kyst, którego nie tyle nie byłem fanem, co nie zostałem nigdy odpowiednio zachęcony do zapoznania się z jego dorobkiem. W przypadku solowego projektu Adama nikt już nie musi mnie przekonywać. Ta eteryczna ballada spod znaku sypialnianego r&b spokojnie zmieściłaby się na albumie "No World" formacji Inc.

9. Rycerzyki "Rimemba"
Zdaje się, że grubsza to ta sama składowo ekipa, co przy miejscu 3. i kolejny dowód na potęgę tamtejszego grona wyjątkowo utalentowanych muzyków. "Nie przenoście nam stolicy do Krakowa", śpiewali Pod Budą. Cóż, w ramach niezależnego pop-rocka stolica sama się przeniosła, a to za sprawą tak urokliwych nucanek, jak "Rimemba" właśnie.

10. Mikromusic "Takiego Chłopaka"
Na finał coś kontrowersyjnego – kawałek przez wielu odsądzany od czci i wiary z powodu rzeczywiście mało zgrabnego tekstu. Ale chociaż do kunsztu zeszłorocznej "Chmurki" jest "Chłopakowi" daleko, a maniera wokalistki może być dla kogoś irytująca, to i tak cieszy mnie, że piosenka, która ma na YouTube siedemset tysięcy odtworzeń, odznacza się tak zacnie niebanalnymi zmianami akordów.

***

I tylko szkoda, że nie mogę podzielić się entuzjazmem względem rozmaitych nagrań, które jeszcze się oficjalnie nie ukazały, a miałem szansę poznać je dzięki uprzejmości paru osób. Ale to tylko sugeruje, że druga połówka roku 2013 będzie równie rewelacyjna. A w następnym odcinku pokuszę się o ranking czołowych wydawnictw zagranicznych. Dziękuję za uwagę i życzę miłego słuchania!
(T-Mobile Music, 2013)