MR. FINGERS

 


Introduction (1992)

Larry Heard to jedna z instytucji house'u – tego z duszą, miękkiego, ciepłego, zasadzonego na jazzowej nutce. Historycy póki co doceniają go zwłaszcza za pionierskie dokonania tria Fingers, Inc. z lat 80., ale to się kiedyś zmieni, bo gołym okiem widać, że solowy, opublikowany pod pseudonimem Mr. Fingers krążek "Introduction" to jego opus magnum. Znakiem rozpoznawczym Hearda jest nienagannie doszlifowana, wygładzona na wysoki połysk tkanka brzmieniowa, złożona z cieniutkich warstewek klawiszowych powłok. Hermafrodyczny timbre śpiewającego tu Roberta Owensa przywodzi na myśl skromne, anonimowe wokalistki marzące o roli house'owych diw – albo po prostu przywodzi na myśl mniej wyniosłą Sade Adu. Rezygnacja miesza się z nadzieją w tych melancholijnych, delikatnych winietkach i dlatego aż kusi, by je wygodnie zaszufladkować: Sade poszatkowana gęstszym bitem, wyborny smooth-house, miękka bułka, dziękuję, dobranoc.

Ale nie. Też z początku tak myślałem, ale w "Introduction" kryje się coś więcej. Za dużo tu niewytłumaczalnej stagnacji, za dużo jakiejś nieuchwytnej, zawartej trochę między wierszami grozy, za dużo powstrzymywanego na każdym kroku smutku. W wielu momentach czuję, jak budzą się tu zjawy przeszłości, a zamglony klimat nabiera cech hauntologicznych. Czasem w instrumentalnych pejzażach "Wave Against the Shore" (bezsprzecznie wspomnienie nacechowane sporą dawką nienazwanych emocji) i "Children at Play" (pod względem atmosfery antycypacja chorego świata widzianego oczami dziecka z "Music Has the Right to Children" Boards of Canada). A czasem w piosenkach. Kiedy w "What About This Love?" z rozbrajającą prostodusznością Heard pyta "What about our promise to each other?", to trudno mi to uznać za muzak. Mamy raczej do czynienia z seansem psychoanalitycznym, którego niestety nie domknie już żaden happy end.
(T-Mobile Music, 2012)

* * *

Miejsce:
Ach to Chicago. Ileż wspaniałych darów dostaliśmy od Chicago. Tam też urodził się i działa(ł) nasz protagonista.

Lata aktywności:
1983-teraz.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Larry wielokrotnie udowodnił, że potrafi ogarnąć potrzebne zasoby w pojedynkę. Kompozytor, aranżer, producent, multiinstrumentalista (najpierw bębniarz w cover-bandzie Yes, potem głównie klawiszowiec) i od pewnego momentu (po odejściu z projektu Fingers Inc. śpiewaków Roberta Owensa i Rona Wilsona) również wokalista (choć bardzo skromny w tej kwestii – ponoć lubi zanucić coś pod prysznicem, aczkolwiek przed mikrofonem demonstruje bardziej ekspresję backing chórzysty w grupie slo-core'owej). Zdarzały się kolaboracje, lecz dla mnie to są ciekawostki, a nie esencja twórczości.

Dlaczego właśnie on?
Jedna z instytucji house'u – tego z duszą, miękkiego, ciepłego, zasadzonego na jazzowej nutce. Niestety to wciąż postać niedoceniana i mało rozpoznawalna poza ścisłym gronem miłośników starszej elektroniki, a jego dorobek bywa niesłusznie spłycany do zdefiniowania miękkiego, czarownego deep house'u w ramach Fingers Inc. i Mr. Fingers. Potocznie znakiem rozpoznawczym Hearda jest nienagannie doszlifowana, wygładzona na wysoki połysk tkanka brzmieniowa, złożona z cieniutkich warstewek keyboardowych powłok. Tymczasem na jego późniejszych krążkach czają się wycieczki w stronę new age'u, czystego sophisti-popu, smooth-jazzu czy estetyki art-muzak. Więcej nawet, wspomniany progresywny background Larry'ego sponsorował eksploracje progressive electronic i minimalizmu, a niektóre jego nagrania z lat 90. można spokojnie uznać za wyprzedzające o kilka/kilkanaście lat niemiecką emotronikę bądź aktualne midi halucynacje Jamesa Ferraro. Poparte niebywałym zmysłem harmonicznym i nienagannym smakiem soundowym, te eksperymenty pozostają świadectwem ogromnej inwencji Hearda i są osobną kartą w leksykonie klawiszowym przełomu mileniów.

Dziura w stogu siana:
Nie chodzi o syndrom "spokojnej starości", bo taka epka Outer Acid sprzed 3 lat nadal zachwyca kumatością i magicznym dotykiem. Ale faktycznie gdzieś na początku XXI wieku pewna słodka leniwość zdradzała chwilami delikatne (a jakże) symptomy wyczerpania formuły. Natomiast to żadna wielka dziura, raczej pół dziury albo wręcz ćwierć.

5 esencjonalnych kawałków:
"What About This Love?", "Summertime Breeze", "Bye Bye" (edit – evocative moment: drabinkowe klawiszki dopowiadające historię po śpiewanym refrenie), "Missing You", "Can You Feel It".

Przypięty tweet:
"Money made on a corner called jazz / Is no checks, no statements, cold hard cash".

Płyta, której wstyd nie znać:
Introduction to najczulsze i najbardziej emocjonalnie dewastujące arcydzieło chicagowskiego house'u. A jeśli komuś KLIKNIE, to należy zapoznać się również ze studyjnym rodzynkiem Fingers Inc. czyli Another Side oraz zacną kompilacją Ammnesia.

Influenced by:
Mahavishnu Orchestra, Zappa, Erik Satie, Earth Wind & Fire, George Clinton, Lonnie Liston Smith, Prince, Loose Ends, filadelfijski soul, nowojorskie post-disco, quiet storm, contempo r&b.

Influence on:
Historycy house'owego continuum twierdzą czasem, że "wszyscy" z tego środowiska ocierający się o etykietkę "deep" są w mniejszym lub większym stopniu i mniej lub bardziej świadomie "heardzistami". Ograniczę się więc tylko do wskazania skromnej próbki osobistych ulubieńców aktywnych w mijającej dekadzie: Moodymann, Theo Parrish, Oriol, Lone, Dâm-Funk, Terre Thaemlitz, The Phantom, Steven Julien, Shinichi Atobe, Omar S, Terrence Parker, Disclosure, Gas, Leon Vynehall, Huerco S, Flava D, Fort Romeau, Coyote Clean Up, Pi'erre Bourne, Thundercat, DJ Seinfeld, DJ Healer, DJ Sports, Shinichiro Yokota, Frank & Tony, Will Long, Kassem Mosse, DJ Python, Moomin...

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Frankie Knuckles, Ron Hardy, Lil Louis, Adonis, Marshall Jefferson, Jesse Saunders, Armando, Phuture, Kerri Chandler, DJ Pierre Ricky Dillard, Mike Delgado, Farley Jackmaster Funk, Kym Mazelle.

Coś jeszcze?
Obszerne fragmenty nagrywek Fingers Inc. bądź Mr. Fingers z przełomu 80s i 90s przywodzą na myśl "środkową Sade", zwłaszcza że wokalnie zarówno Owens, jak i sam Heard chwilami operowali zbliżoną ŚREDNICĄ do Adu. Człowiek czasem się zasłucha i myśli – ooole by było, jakby Heard wyprodukował Sade... No więc było takie "oddolne" zapytanie przy pracy nadLove Deluxe – nie bezpośrednio od DIWY, ale przez "łańcuszek znajomych" prowadzący od Stuarta Matthewmana. Wedle legendy Larry był nawet zainteresowany, ale ostatecznie wytwórnia Epic zlekceważyła go: "dajcie spokój, przecież ten facet robi house!" (jaki diss, nie mogę). Ech ci ejendarzy z Sony. Co to mógł być za materiał... Anegdota do galerii wielkiego gdybania o muzyce pop, tuż obok hipotetycznego Rothera na Low oraz niespełnionej kolaboracji Hendrixa i Milesa (z Maccą na basie i Tonym Williamsem na GARACH).
(Porcys's Guide to Pop, 2019)

* * *

mija równe ćwierćwiecze od wydania albumu Introduction, najczulszego i najbardziej emocjonalnie dewastującego arcydzieła chicagowskiego house'u. zrobiłem więc to, co zamierzałem od dawna – przygotowałem przekrojową, chronologicznie ułożoną plejkę w hołdzie jednemu z moich ukochanych artystów. Larry Heard to wciąż postać niedoceniana i mało rozpoznawalna poza ścisłym gronem miłośników starszej elektroniki. nawet ubiegłoroczny comeback (w formie EP-ki) pseudonimu Mr. Fingers nie wywołał lawiny artykułów prezentujących osiągnięcia Hearda młodszym słuchaczom. why oh why.

szkoda, bo jego dorobek bywa niesłusznie spłycany do zdefiniowania miękkiego, czarownego deep house'u w ramach Fingers Inc. i Mr. Fingers. tymczasem na jego późniejszych krążkach czają się wycieczki w stronę new age'u, czystego sophisti-popu, smooth-jazzu, estetyki art-muzak czy – dość zaskakująco po tylu latach – acid techno. więcej nawet, progresywny background Larry'ego sponsorował eksploracje progressive electronic i minimalizmu, a niektóre jego nagrania z lat 90. można spokojnie uznać za wyprzedzające o kilka/kilkanaście lat niemiecką emotronikę bądź aktualne midi halucynacje Jamesa Ferraro.

poparte niebywałym zmysłem harmonicznym i nienagannym smakiem soundowym, te eksperymenty pozostają świadectwem ogromnej inwencji Hearda i są osobną kartą w leksykonie klawiszowym przełomu mileniów. wprawdzie nie wszystkie nagrywki typa znajdziemy na Spoti, a im dalej w las, tym bardziej się te tracklisty rozmywały w miłej, acz nieco "unfocused" stagnacji. natomiast praktycznie wszystkie klasyki udało mi się namierzyć. TOTEŻ w któryś leniwy, letni dzień, gdy będziecie w lekko nostalgicznym nastroju, spróbujcie sobie prześledzić trajektorię tego niepowtarzalnego producenta.

a wersja dla niecierpliwych – moje top 20:

1. What About This Love?
2. Summertime Breeze
3. Bye Bye
4. Missing You
5. On a Corner Called Jazz
6. Can You Feel It
7. Question of Time
8. Waves Against the Shore
9. Aether
10. You're Someone Special

11. Stars
12. Never No More Lonely
13. Children At Play
14. Crystal Fantasy
15. Dreaming of Better Days
16. Tahiti Dusk
17. Survivor
18. Mystery of Love
19. Faint Object Detection
20. Shadows
(2017)