MARCOS VALLE

 

#36
MARCOS VALLE
Jeśli zagłębialiście się w sekrety brazylijskiej sceny lat 70., to mogliście słyszeć o tym gościu. W przeciwnym razie pewnie w tej chwili pierwszy raz widzicie to nazwisko (w samej Brazylii bardzo popularne). Ale nie winię was. Poza Gruffem Rhysem który kiedyś gdzieś chyba propsował Marcosa, nie przypominam sobie, żeby jakieś rozpoznawalne postaci przyznawały się do inspiracji urodzonym w Rio muzykiem. Choć jego dorobek jest w sumie równie rozległy i bogaty, to praktycznie nigdy nie wymienia się go jednym tchem z ikonicznymi tuzami tropicalii i MPB. Co ciekawe niesprawiedliwy los underdoga pasuje do wysublimowanej i zarazem skromnej estetyki, w jakiej poruszał się Valle. Solidnie wyedukowany w poważce i zakochany w jazzie, potrafił łatwo objąć szerokie spektrum gatunkowe – od samby przez folk po fusion i post-disco. Ale wspólnym mianownikiem tych wycieczek była zawsze czarująca łagodność nastroju i oszczędna paleta środków wyrazu – te ledwo dostrzegalne mrugnięcia okiem do słuchacza, które skumają nieliczni. Klasa, klasa i jeszcze raz klasa.
(100 Songwriterów Wszech Czasów, 2015)

* * *