LIZ

 

Just Like You (EP) (2014)

Jeśli oszałamiający sukces "Harlem Shake" pozwolił Diplo dofinansować i wypromować działalność labela Mad Decent, a w eklektycznym, idącym w dziesiątki wykonawców rosterze tegoż (jak i pododdziału Jeffree's) można trafić na takie brylanty, jak szalony hiszpański producent Cristian Quirante aka Alizzz, to oficjalnie zaczynam sympatyzować z viralami, memami i "dresiarskimi napierdalankami". Ale z całego tego tygla miłośników miejsko-imprezowo-eksperymentalnych "bęgierów" stricte muzycznie największym jak dotąd skarbem pozostaje minialbum Elizabeth Abrams. Gdyby ta laska nie istniała, to trzeba by ją było wymyślić, bo jej kawałki, styl i wizerunek każą podejrzewać, że "ktoś ją wydestylował w laboratorium". Już selekcja cholernie nośnych podkładów przygotowanych przez międzynarodową ekipę odważnych bitmejkerów miażdży - 7 strzałów i 7 celnych. Ale też sama wokalistka ma tyle charyzmy i "swagu" (..whatevs), że bez wahania nazwałbym ją księżniczką modernistów i pop-królową doby "późnego internetu". W idealnym świecie taki poziom powinny były prezentować sofomory Jessie Ware, Katy B czy Ariany Grande - i ogólnie kiedy w Porcys narzekamy na dzisiejsze mainstreamowe piosenki dla młodzieży, to w domyśle chyba za czymś takim właśnie tęsknimy.
(2014)

Czasy są hybrydowe, wszystko dziś jest hybrydowe i Elizabeth Abrams też jest hybrydowa w sposobie, w jaki rozgrywa swoją karierę. Będąc dzieckiem swoich czasów, czasów późnej "cyfryzacji idei", i będąc żywym hologramem promieniującym z ekranu tabletu, trzeba oddziaływać na potencjalnego odbiorcę w każdym z dostępnych mediów i każdym ewentualnym kanałem. LIZY2K nie tylko dlatego jest "księżniczką pop-modernistów", że ma kawałki, w których faktycznie brzmi jak taka księżniczka. Równie istotny jest tu image, post-post-post-igranie z kanonami popkultury, mody, wizualiów. Aby w pełni doświadczyć tej przygody i skumać, o co w niej biega, należy poza samą muzyką śledzić jej Instagrama, JUTUBA i rzecz jasna znać się na meta-modzie, bo "kontrolowany kicz" ordynarnych nawiązań do około-kreszowej (że się tak wyrażę) estetyki najntisowej, przefiltrowanej naturalnie przez internet, to dla miłośników fashionistycznych niuansików pożywka na grube rozkminy.

Oczywiście znacie mnie: bez adekwatnie księżniczkowych piosenek ten koncept, najwyraźniej napisany pod poptymistyczne skrzydło Porcys (frakcja rządząca serwisem od co najmniej 5 lat, z prezydentem Sawickim, który "cieszy się, że ma takich odważnych ministrów"), zwisałby mi i powiewał. A w przeciwieństwie do "Nicole Dollanganger" (lol), LIZ bez tego teledysku z roznegliżowanymi mięśniakami nie zostałaby z niczym. Fiksacja na punkcie r&b i landrynkowego popu z drugiej połowy najntisów zostaje upgrejdowana "duchem" i "studiem" do standardów post-PC-Musicowych. Jest dławiąco nostalgiczny revival synthpopu (soundy klawiszy), mrugnięcie okiem w stronę środkowego Timby ("Y2K"), jest "rap prawdziwy" (Tyga w "Don't Say") i "rap malowany" ("Say You Would"), są cytaty z pionierów house'u ("All Them Boys") i adaptacja wątków UK funky ("Do I Like You"), a na finał serwuje nam panna swoje "Why Should I Be Sad" czyli digitalną urban-non-balladę odkupującą wszystkie grzechy za pomocą jednego spojrzenia. Czyli bardzo kobieco.
(Porcys, 2015)