IRVING BERLIN

 

#41
IRVING BERLIN
CZY CHODZI O BERLIN? Czyli niekończące się kontrowersje. Z całej prezentowanej tu stawki o niego kłócono się najostrzej. WYTRAWNI eksperci w temacie (typu – palnę se – GERSHWIN :O) określali go mianem najwybitniejszego songwritera ever, KROPKA. Ten urodzony w Rosji Amerykanin żydowskiego pochodzenia dożył 101 lat i ponoć pozostawił po sobie około PÓŁTORA TYSIĄCA pieśni (zarówno muzyka, jak i teksty – głównie siekane taśmowo do musicali), które zdaniem kulturoznawców w niedoścignionym stylu sportretowały i dopełniły losy USA w pierwszej połowie XX wieku. Sam Israel Isidore Beilin z rozbrajającą szczerością przyznawał, że układając piosenki nie czuje żadnego natchnienia i traktuje tę czynność jak zwykłą "McPRACĘ". Złośliwi zarzucali mu więc, że w przeciwieństwie do tuzów pokroju Kerna czy Portera, Berlin jest poprawnym rzemieślnikiem, ignorującym jakość (czytaj: wykwintność, eksperyment, odwagę) swoich utworów. Hejterom zdarzało się nawet wytykać mu "banał" – i choć faktycznie stawiał na znacznie prostsze rozwiązania od wyżej wymienionych, to nie żartujmy: polecam posłuchać "hitów lata 2015".

Żeby mało było powodów do krytyki, to podejrzewano go o zatrudnianie anonimowych kompozytorów, którzy według teorii spiskowej mieli kończyć za niego surowe szkice melodyczne. Na fortepianie umiał bowiem grać tylko w jednej tonacji (Fis) i tylko "po czarnych" klawiszach. Niewiarygodny absurd – miał te fortepiany jakoś specjalnie przestrajane, no makabra po prostu. Na domiar złego ci którzy widzieli go grającego live dość negatywnie wypowiadali się o jego umiejętnościach. Z kolei sympatycy Irvinga bronili jego dziwactwa i nieopierzonego, wrodzonego talentu, wyjaśniając, że potrzebował konsultantów od harmonii po to, żeby przetłumaczyli jego muzyczną wizję na zapis nutowy. Ile w tym dorabiania ideologii i mitu, a ile prawdy (analogia z Jacko) – nie dowiemy się nigdy, tak samo jak nie dowiemy się na 100% czy Timbaland, Dre i Robert M produkowali podpisywane przez siebie bity sami, czy też z pomocą tzw. "murzynów" (...czy kupowali z publishingu, HE HE HE). Wiem natomiast, że każde szanujące się top 50 songwriterów bez takiej instytucji to – jakby powiedział Jacek Jońca – "oszustwo, matactwo, szachrajstwo...".
(100 Songwriterów Wszech Czasów, 2015)

* * *