ROMAN À CLEF

 

Abandonware (2015)

Zdaję sobie sprawę, że umieszczanie tej pozycji wśród najlepszych nagrań roku to trochę jak zachwycanie się rewelacyjnym występem celebryty w programie TWOJA TWARZ BRZMI ZNAJOMO. Dlaczego? Nie chodzi o to, że brooklyński projekt pobrzmiewa znajomo "latami osiemdziesiątymi" ("dekada kiczu"), bo to dziś normalka "do urzygu" u co drugiego wykonawcy z kręgu "alternatywnych" piosenek. Nie chodzi też o to, że ktoś obecnie gra sophisti pop, bo to stopniowo też staje się zjawiskiem względnie oswojonym (nawet w Polsce mamy znienacka cudowne metamorfozy - vide Enchanted Hunters). Chodzi mianowicie o to, że Roman a Clef są bezczelną, stuprocentową, ba, dwustuprocentową MIMIKRĄ "takiej kapelki" (MZ forever) Prefab Sprout. Uściślijmy: nie, nie mówimy tu o inspiracji, wzorowaniu się, hołdzie. te ziomy jakby CENTRALNIE C H C Ą B Y Ć Prefab Sprout. "Każdy dźwięk, każde zdanie". I absolutnie rozumiem, że może to kogoś zniechęcać, odrzucać, może nawet śmieszyć i budzić politowanie. Skąd więc Abandonware w mojej albumowej dyszce A.D. 2015?

Cóż - my w Porcys śledzimy tych ziomali od dobrych paru lat. I "to nie są leszcze, Stefan". Swoje udowodnili w paru solidnych (w porywach do fajoskich) składach - wystarczą nazwy A Sunny Day In Glasgow lub Ice Choir. I myślę sobie, że tutaj osiągnęli swój PEAK. Natomiast kwestia IMITACJI, obsesyjnego naśladownictwa - to tak naprawdę jest KEJS do głębszej analizy. Jeśli faktycznie takie było założenie bandu, to z postawionego sobie zadania wywiązali się wprost wzorowo. Okeeej, przesadne chwalenie warsztatowej sprawności w podszywaniu się pod cudzą tożsamość niewiele różni się od wzruszeń na koncercie THE AUSTRALIAN PINK FLOYD SHOW. Ale czysto songwritersko Abandonware to moja ulubiona płyta Prefab Sprout od czasu Andromeda Heights (...jak nie od Jordana). Innymi słowy - gdyby Paddy i Wendy nie istnieli, to przy Roman a Clef leżelibyśmy i kwiczeli. Oryginalność 0/10, kompetencja 10/10, grywalność 8/10... gdzieś na przecięciu tych parametrów dochodzę do wniosku, że gdyby tego kalibru kompozycje dostarczył BEJHAR na Kaputt, to byłaby to moja ulubiona płyta Destroyera. SIKALAFĄ?
(2015)