NEU!

 

Neu! w Porcys's Guide to Pop

Miejsce:
Düsseldorf (Niemcy).

Lata aktywności:
1971-1975, 1985-1986.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Klaus Dinger i Michael Rother. Azaliż producent Conny Plank też nie wypadł sroce spod ogona. Czy coś.

Dlaczego właśnie oni?
Ooo, dłuższa rozkmina już na gruncie attitude – etos sztuki za wszelką cenę, chodzimy w łachmanach bo nie sprzedaliśmy dupy, brakuje nam kasy na dokończenie sesji etc. Tyle, że w artystę-kloszarda bawiło się wielu i nic z tego "dla nas" nie wynikało. Odwrotnie z Neu! Skrótowo: duet olewajskich hippisów wypreparował zręby krautrocka, new wave, punka, noise'u, ambientu, synth-popu, tanecznej elektroniki, techno, no wave, avant-popu, new romantic, kategorii "remixu", space rocka, industrialu, disco, post-rocka... (mogę tak wymieniać w nieskończoność) za pomocą nagrań wręcz podejrzanie do-sko-na-łych – gdy w 2001 kupiłem reedycje trylogii, to początkowo sądziłem, iż obcuję z szerzej zakrojonym żartem na przecięciu fikcji i konfabulacji. Bonus całego scenariusza – Dinger był najbardziej kreatywnym bębniarzem w dziejach popu. Jeśli świadomie posłuchać bitów generowanych w 1971 przez dowolnego perkusistę na Ziemi, po czym zapuścić jego "motorik", to "mózg się lasuje", bo gościu chyba przyleciał z kosmosu, otwierając drastycznie nową erę koncepcji futurystycznego rytmu – jego struktury, funkcji, linearności, temperatury. Rozumiecie to? Pytam się, czy to KURWA rozumiecie.

Dziura w stogu siana:
Wybaczcie: Neu! należą do wąskiego grona kapel kuloodpornych. Znaczy może kiedyś komuś się uda ich drasnąć, ale nie mi teraz.

5 esencjonalnych kawałków:
"Hallogallo", "Negativland", "Für Immer", "Super 78", "Isi".

Opis na GG:
Akurat w przypadku Neu! najlepszy status to niedostępny bez opisu.

Płyta, której wstyd nie mieć:
Neu!, debiut wydany w 1972, a zarejestrowany w 1971, przypuszczalnie najbardziej "ahead of its time" album jaki istnieje.

Influenced by:
Psychodelia, przyśpieszenie, pojebstwo.

Influence on:
Żarty, tak? Jezu, ludzie.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Projekty poboczne typu La Düsseldorf, La! Neu!, dream-team Harmonia, bębnienie Dingera na olśniewającym skądinąd debiucie Kraftwerk, gdzie obaj z Rotherem chwilę przed założeniem Neu! zimowali (nie chcę wjeżdżać na terytorium innego hasła bez paszportu).

Coś jeszcze?
Często się zastanawiam jak brzmiałoby Low, gdyby Rother przyjął zaproszenie Bowiego. Autentycznie fascynujące.
(Porcys, 2009)

Neu! (1972)

Zawsze nowe

Jest taka płyta, która zawsze będzie brzmieć jak z przyszłości.

Nawiązując do odcinka sprzed dwóch tygodni o wczesnych poczynaniach grupy Kraftwerk i niejako kontynuując tamtą opowiastkę, chciałbym wydać mały okrzyk podziwu pod adresem duetu Neu! i ich słynnego debiutanckiego longplaya. Okazja nadarza się wyśmienita – w tym miesiącu mija równo czterdzieści lat od premiery tego wydawnictwa. Płyta zatytułowana po prostu "Neu!" ukazała się nakładem oficyny Brain w marcu 1972 roku. A skoro, jak to ujął całkiem niedawno sam Michael Rother, zespół z Dusseldorfu nadal funkcjonuje w undergroundzie, to chyba nigdy za wiele pochwał w jego kierunku.

Rother i nieżyjący już Klaus Dinger przewinęli się przez jedną ze składowych konfiguracji wczesnego wcielenia Kraftwerk. Nie chciałbym tu przybliżać życiowych zakrętów obu panów, choć to gotowy scenariusz na poruszający thriller psychologiczno-społeczny (?) i z pewnością wątek nie bez znaczenia dla zrozumienia bezkompromisowej, totalnie offowej postawy artystycznej tandemu. Ale dziś skupmy się na muzyce. I zacznijmy od poniższego występu Kraftwerk w telewizyjnym programie Beat Club na początku 1972 roku. Ówczesny line-up formacji obejmował Floriana Schneidera na flecie oraz dwóch muzyków, którzy dosłownie chwilę potem rozwinęli skrzydła we własnym projekcie pod nazwą Neu! – Rothera na gitarze i Dingera na perkusji. Spójrzmy.

Michael i Klaus zrezygnowali ze współpracy z Kraftwerk, ponoć rozczarowani brakiem perspektyw zespołu. Po czym właściwie natychmiast opublikowali zarejestrowaną pod okiem wybitnego producenta Conny Planka jedną z tych niewielu płyt, które ze spokojnym sumieniem można określić jako "wyprzedzające swój czas". Spotkałem się z opinią, że używanie tego skądinąd wyświechtanego powiedzonka rozmija się z logiką. Rzeczywiście, z logicznego punktu widzenia nic na tym świecie nie "wyprzedza" swojej epoki, bo przecież wszystko przynależy do konkretnego momentu dziejowego, w którym zostało wynalezione, stworzone i puszczone w obieg. Ale właśnie... Akurat w przypadku takiego dziwoląga, jak Neu!, zastosowanie tej efektownej figury stylistycznej jest moim zdaniem w pełni uzasadnione. Bo "Neu!" to absolutny ewenement, rzadki casus wymyślenia czegoś od zera, rzecz właściwie bez precedensu, pozbawiona również tła bieżącego. Kreacja wyjęta – może poza fragmentami wspomnianego debiutu Kraftwerk – z jakiegokolwiek kontekstu sceny, nurtu czy procesu gatunkowej ewolucji. I niech nie zmyli was etykietka "krautrock" – wymachiwanie nią w obliczu "Neu!" to syndrom leniwego dziennikarstwa. Nikt, niezależnie czy z rozdania krautrockowego, czy amerykańskiego, nie grał wcześniej w podobny sposób. A szerszej recepcji albumu w chwili premiery też praktycznie nie było – chociaż w Niemczech sprzedawał się on nieźle, to w skali światowej właściwie nie zafunkcjonował i został kompletnie zignorowany.

Dopiero zainteresowanie ze strony garstki przytomnych muzyków anglosaskich (na przykład Davida Bowiego, który notabene próbował bezskutecznie zwerbować Rothera do współpracy przy sesjach "Low" w 1976 roku) rzuciło nowe światło na skalę nowatorstwa Neu! Dziś historycy muzyki rozrywkowej są już zgodni, że w nagraniach Neu! można doszukać się antycypacji wielu często bardzo odległych muzycznych estetyk. Z jednej więc strony panowie przyczynili się do wykształcenia zrębów wszelakich odmian muzyki dynamiczno-hałaśliwej – punka, nowej fali, no-wave czy industrialu. Dowodem potężny riff i przerażające wyładowania gitar w słynnym "Negativland", posłuchajmy:

Z drugiej zaś – kultowe "Hallogallo" to prawdopodobnie najistotniejsza w genealogii techno kompozycja pozbawiona jakichkolwiek pretensji tanecznych bądź elektronicznych. Ciekawe, że dwóm hippisom zafascynowanym uprzemysłowieniem, mechanizacją i cywilizacyjnym przyśpieszeniem udało się na z pomocą narzędzi psychodelicznych, space-rockowych (ale bez użycia instrumentów elektronicznych!) przewidzieć ścieżkę rozwoju synth-popu, new romantic, techno, house'u i wreszcie post-rocka tylko i wyłącznie na podstawie funkcji rytmu w czasie. Wizjonerski bit "motorik" autorstwa Dingera nie miał nic wspólnego z afroamerykańskim groove'em spod znaku funky, r'n'b czy soulu. Raczej redukował surową, pierwotną ekspresyjność Maureen Tucker z Velvet Underground czy jednostajną, plemienną obrzędowość Jakiego Liebezeita z Can do niezwykle eleganckiej, matematycznej formuły. A w zestawieniu z przestrzennymi pogłosami, funkującym efektem "kaczki" i puszczonymi wspak ścieżkami gitar te repetycje nabierały wręcz transcendentnego charakteru. Kto tego wcześniej nie słyszał, niech na siebie uważa, bo zdarzały się wypadki tak zwanego "opadnięcia kopary":

I to też jest fenomen Neu! – w przeciwieństwie do mnóstwa eksperymentalnych, awangardowych formacji Rother i Dinger potrafili nadać swoim dźwiękowym eksploracjom zaskakująco klasycystyczny, wyważony kształt. Ich panowanie nad formą utworów olśniewa – jak choćby w "Weissensee". Amon Duul II zrobiłby z tego motywu dzikie, nieokiełznane bachanalia. Ale dzięki swojej powściągliwości i oszczędności Neu! byli zdolni namalować iście kosmiczny, pełen gracji soundtrack, wcale nieodległy od Floydowskiego "Us and Them" (z wydanego rok później "Dark Side of the Moon"). Proszę rzucić uchem:

W pozostałych fragmentach debiutu oraz na dwóch kolejnych longplayach Neu! dołożyli między innymi swoją cegiełkę do powstania ambientu, instytucji "remixu" i wielowarstwowych faktur avant-popu. Do inspiracji Niemcami przyznaje się wielu artystów, jeszcze większa ich grupa czerpie pewnie z pomysłów Dingera i Rothera nieświadomie. Ale mimo wielokrotnego recyklingu tych idei na przestrzeni czterdziestu lat, od oryginału wciąż wieje niesamowitą świeżością. Ilekroć wracam do "Neu!", to mam wrażenie, że w jakimś metaforycznym sensie Dinger i Rother nadal nas wszystkich wyprzedzają.
(T-Mobile Music, 2012)

"Dänzing"
W ostatnich miesiącach myślami i uszami znów dryfowałem trochę po rubieżach dokonań krautrockowych ikon. Coś wisi w powietrzu, bo wpierw w lipcu spadła smutna wiadomość o śmierci Dietera Moebiusa, a później nieoceniona oficyna Grönland zapowiedziała wydanie boxu Complete Works "supergrupy" Harmonia. Boxu ("z angielskiego baaaaks" - never forget) nad którym ś.p. Moebius pracował do końca swych dni, ogarniającego pełną dyskografię projektu: dwa albumy studyjne (Musik von Harmonia i Deluxe), dwa sety koncertowe oraz pierwotnie opublikowany w 1997 roku, sygnowany nazwą Harmonia '76 dysk zatytułowany Tracks and Traces, zbierający owoce sesji nagraniowych tria z Brianem Eno. Skład popularnej HARMOSZKI mam nadzieję fanom krautrocka znany jest równie dobrze, co skład Nirvany fanom Nirvany ("skład Smashing Pumpkins fani rocka znają na pamięć równie dobrze, co skład Nirvany" - KONIA Z RZĘDEM temu, kto zgadnie skąd to wziąłem), a więc, lejdis en dżentelmen, plis łelkam ("łelkam ewrybady" - "stara lewica" R.I.P.): zespół Cluster i 1/2 zespołu Neu! He, he he.

I tu zapodam twista, bo o ile Moebius i Roedelius warci są (doh!) obszerniejszego omówienia po polsku zarówno w ramach K/Cluster, jak i karier solowych, to ś.p. Dinger oraz Rother oczywiście również (w ramach Neu!, jak i solo Rothera + La Düsseldorf), z tym że o tych drugich zdarzyło mi się już kilka zdań machnąć, ale głównie w kontekście "świętej trójcy" longplayów - a więc nazywanego nieraz "najbardziej wyprzedzającym swój czas albumem ever" debiutu, de facto wynajdującego zjawisko "remixu" sofomora oraz eleganckiego formalnie, podzielonego na Rothersowską, apollińską stronę A i Dingerowską, dionizyjską stronę B wydawnictwa z '75. Tymczasem czwarte ogniwo oficjalnej dyskografii bandu traktuje się zwykle po macoszemu. To zarejestrowane na przełomie '85 i '86 zręby albumu, którego jednak panowie wtedy nie ukończyli. Dekadę później Klaus wydał te sesje jako Neu! 4 w akcie protestu przeciw krążącym tu i ówdzie bootlegom, a Michael zremiksował całość i dorzucił do oficjalnego boxu (tym razem pod tytułem Neu! '86) w 2010. I jasne, ostateczny efekt w żaden sposób nie dorasta do mitycznej jakości wspomnianej trylogii, ale…

…zaryzykuję, że odpowiednich okolicznościach przyrody potrafi zaintrygować, a nawet zafrapować. Niedawno podróżując nieco po Niemczech postanowiłem wrócić do mniej wyeksploatowanych artefaktów krautrocka i spotkało mnie miłe zaskoczenie. Nie kumam zarzutów wobec drugiego indeksu z Neu! '86, że pachnie jak niedorozwinięta synth-popelina, synonim "zła" ejtisowej muzyki pop, a programowany bit nie przystoi tak wybitnemu perkusiście, jak Dinger. Spoko, aczkolwiek gdybym miał ochotę na miarową surowiznę (której na '86 skądinąd sporo) a la wspaniałe zresztą strona B '75 czy Viva, to sięgnąłbym po nie. Tu natomiast z intra nieodparcie przywołującego Kid A (niemiecki hymn autorstwa Haydna brzmiący tu niczym skrzyżowanie "hymnu" kończącego "National Anthem" i minutowego hidden tracka kończącego całość) wyłania się coś, co naprawdę przeskakuje moje oczekiwania wobec tego jak powinno brzmieć Neu! w popowych realiach połowy lat 80-tych. Spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że z technicznego punktu widzenia Neu! w latach 80-tych… nie istniało. "To them you're only 'The Greek'". "And, of course, I'm not even Greek".

PS: Btw tak se myślę, że słuchanie Heroes w Berlinie jest trochę jak słuchanie 70s-owych produkcji Morodera w Monachium albo słuchanie Neu! w Düsseldorfie, c'nie. "Prawda czasu, prawda ekra-nu, prawda?"
(Porcys, 2015)

* * *

Rzadko spotykam tak udane kolekcje z cyklu Tribute, co w przypadku hołdu dla Neu! w boxie 50! na półwiecze debiutu. Zero ściemy, kreatywne remiksy i reworki oddające futurystycznego ducha oryginałów. "Hallogallo" w interpretacji Stephena Morrisa = majstersztyk ukazujący wpływ Dingera i Rothera na electro, a to ledwie EXEMPLUM z brzegu.
(Ekstrakt / Porcys, 2022)

* * *

10 luźnych myśli na 10. rocznicę śmierci Klausa Dingera:

1. Motorik / Hammer Beat / Apache / Dingerbeat / Neu! Beat? Jedno jest pewne – za bębnami facet wynalazł przyszłość. I to jeszcze kiedy grał na żywo z Kraftwerk (polecam bootlegi z tego okresu – bo siekają srogo).

2. Kompaktowe reedycje kultowych albumów Neu! przywiozła mi z Düsseldorfu (!) mama w 2001 roku. Bardzo się wtedy gniewałem, że posłuchała ich przede mną. Cóż, byłem młody i głupi. Dziś jestem dumny, że mamie się podobało.

3. Słowo "Neu!" odbiera się zwykle pozytywnie i wizjonersko, ale ten manifestacyjny futuryzm był też być może najbardziej drastyczną próbą "zresetowania" powojennego bankructwa niemieckiej kultury, bolesną krytyką tradycji i ciągłości. Miejmy to z tyłu głowy.

4. Nie wszyscy wiedzą, że to Klaus odpowiadał za estetyczną/graficzną stronę Neu! Jest autorem loga i okładek grupy. W tym popartowym minimalizmie powoływał się na wizualno-projektowy klimat artystycznych środowisk Düsseldorfu – trzymał się z kręgami modowymi, ze studentami działającego tamże Beuysa, z fotografami.

5. Bowie w drugiej połowie lat 70. mówił o La Düsseldorf, że tak będą brzmiały lata 80. W szerszej optyce pomylił się, ale te nagrania są wciąż mega niedocenione, a przecież sporo przewidziały.

6. Głównie podkreśla się fakt, że Klaus od czasu Neu! 75 był śpiewającym gitarzystą. Ale chociażby partie klawiszowe w LD soundowo antycypowały np. polską, zamgloną, proto-hauntologiczną piosenkę chodnikową ze wczesnych lat 90.

7. Ciekawostka statystyczna – nominalnie w LD grywało chwilami aż trzech świetnych bębniarzy – HANS LAMPE, Thomas (brat Klausa) i sam lider.

8. Panowie potrafili też nieraz przez wiele minut jechać na dwóch akordach – tu czuć wpływ wczesnego Eno, a może nawet VU.

9. Trochę mi Klaus z tym wyidealizowanym, skrajnie anty-komercyjnym podejściem do uprawianego medium, z nieprzejednaną pochwałą oryginalności i indywidualizmu, z niesamowicie rozbuchanym ego (dziś pewnie byłby nazywany arogantem i bufonem – dowodem choćby "krnąbrna" postawa w pracy z Rotherem i Plankiem) przypomina... Tarkowskiego. Ale to tylko subiektywne, mało precyzyjne skojarzenie.

10. Aha, w plejce zebrałem i ułożyłem chronologicznie ulubione fragmenty z całej kariery KD. W przypadku Neu! trudno spekulować (nawet z podzielonym "stylistycznie" na strony, trzecim longplayem), które utwory są "bardziej Rothera", a które "bardziej Dingera" – i chyba nie należy tego robić.

A to moje top 10:

1. Isi
2. Hallogallo
3. Elanoizan
4. Negativland
5. Viva
6. Danzing
7. Seeland
8. Mon Amour
9. Neuschnee 78
10. Hero
(2018)