MOLESTA

 

Skandal (1998)

"P.K.U."
Mówiłem Wojtkowi, że mogę na luzie pisać koment do każdego wałka na Skandalu, bo to płyta, która tkwi we mnie zbyt głęboko. Kupiłem ją w roku premiery. W szkole rozkładaliśmy z kolegami poszczególne bity i wersy na czynniki pierwsze. Ja nawet mieszkałem wtedy na rogu ulicy Wilczej, gdzie jak wiadomo przemieszczali się Kacza i Hrabia. I przysiągłbym, że wiele razy, idąc przynieść "Oligocen mamy", mijałem tych delikwentów w szerokich spodniach. Minęło pół życia, dostałem w przydziale "P.K.U.", posłuchałem parę razy z rzędu i... teraz ślęczę nad "kartką Office'a" jak za karę. Bo będę szczery – akurat "P.K.U." zaliczyłbym do dwóch-trzech numerów na mitycznym debiucie Mistyków, które w 2012 roku same, wyjęte z całości, jakoś średnio się bronią. Zresztą to dość wyraźny spadek poziomu po niebotycznej serii dziesięciu złotych indeksów od "Intra" do "Sie Żyje". Mniej zorientowanym wyjaśnijmy, że samo "P.K.U." było slangowym powiedzonkiem w środowisku polskiego rapu – wielokrotnie później przytaczanym i cytowanym przy rozmaitych okazjach, w tekstach, w manifestach czy w zwykłej codziennej gadce. Niestety hasło "P.K.U." i utwór "P.K.U." to dwie odmienne sprawy. Liryczna gitarka refrenu pasowałaby bardziej na mostek do melancholijnego "Armagedonu", a topornie demówkowy bit w zwrotce brzmi, jakby komuś zaciął się programik w kompie – i to nie miał być komplement. Co gorsza, podkład wcale nie klei się z nawijkami, które mimo sympatycznych wizji "na Łazienkowskiej meczy", "okazji zarobienia bez podejrzeń cienia" i "kawałków do zrobienia" jakoś nie mogą rozwinąć skrzydeł. Cóż, ponoć każdy klasyk ma swoje wady, a zasada ograniczonego zaufania jak widać nie zawsze chroni przed wylądowaniem w rowie.
(Porcys, 2012)

"Jeszcze jedno"
Z formalnego punktu widzenia osobny joint poświęcony dilerce nie musiałby się wcale na Skandalu znaleźć. Wątek zgarniania towcu unosi się nad całą tracklistą. Pojawia się i wcześniej – choćby w "Sie żyje" (Tomi: "Uderzę na skłoty / A po co? / Po blanty / A za co? / Za fanty / Od kogo? / Głośno powiedzieć nie mogę...") – i później w "Osiedlowych akcjach", gdzie Włodi wspomina ursynowskich dilerów oraz rzuca linijkę "Jeszcze jedno / Dilowanie rąk nie brudzi / Dzięki wszystkim za towar / Który nigdy się nie znudzi", z której "Jeszcze jedno" wydaje się właściwie trochę na siłę wyjamowane. A jednak pomysł z wnikliwszą analizą zjawiska dilerki się sprawdził – dzięki detalom. Dowiadujemy się między innymi: a) o metodzie podstawiania pionka, b) że diler jest lekiem na całe zło, c) że diler to też człowiek, d) że pan Bóg przykazał palić trawę i last but not least – e) że warto poczęstować. Powiem tak – ja nie paliłem ZIOŁA, ale w moim ogólniaku ta praktyka była na porządku dziennym, ba, większość ludzi wiedziała do kogo się zgłosić po gramy. I z opowieści ziomów wkręconych w temat słyszałem, że "Jeszcze jedno" to nie fikcja, a realizm jak w tym sławnym amerykańskim serialu. Realizm, który pomimo bodaj najmniej melodyjnego bitu na albumie dźwiga "Jeszcze Jedno" ponad przeciętność.
(Porcys, 2012)