MGMT

 

Oracular Spectacular (2008, pop/rock) 5.5

Znani wcześniej jako The Management, mają chyba dobry management, bo głośno było o tej płycie. Szkoda, że poza dużymi singlami "Time To Pretend" (Mercury Rev coverujące "Baba O'Riley" - nic dziwnego, skoro Dave Fridmann produkuje całość) i "Electric Feel" (Junior Senior coverujący balladę Bee Geesów) oraz spoko psych-popem "Of Moons, Birds & Monsters" (który gdyby gorzej brzmiał, to mógłby go nawet sygnować Ariel), nie ma tu się czym zachwycać. Chcecie zrzynek z wczesnego Bowiego, to sięgnijcie po Dana Bejara.

Congratulations (2010, psych-pop) !5.0

Ok, więc to jest ich "ambitne", anty-przebojowe dzieło, którym chcą udowodnić, że są kimś więcej, niż tymi kolesiami od "Kids". LOL. Debiut z początku nieco niedoważyłem, ale sofomor pokazuje, że nie ma to żadnego znaczenia. Otóż właśnie element disco był w nich najlepszy. Bez niego zostaje jakiś rozmyty, niby malarski i "odważnie" unfocused, lecz przeraźliwie *zeszłoroczny* śnieg, nikomu do niczego niepotrzebny. W konkurencji "szlachetnego nudziarstwa" to Grandaddy to oni nie są. Boli też inwazyjnie zły tytuł utworu "Brian Eno", konkurujący swoim złem z nazwą zespołu Bruno Schulz. To kwestia wyczucia, którego panowie nie mają. Na plus tylko wielowątkowe "Siberian Breaks" (w suicie między innymi kolejna i najlepsza ich imitacja Bowiego z early 70s, barok-folk, którego nie powstydziłby się Gottschalk na Sunchild i progresywne outro na modłę środkowego Yes). Oraz pyszna okładka (jak SFA minus brzydota). Pa pa?

MGMT (2013, psych-pop) !5.2

W Porcys było kiedyś takie powiedzenie "sama produkcja, zero treści". Nic dziwnego, skoro #23 na tej liście dwoi się i troi, by zasłonić braki materiałowe i ordynarne imitacje Mercury Rev ("I Love You Too, Death", trochę przegięcie). Jeśli więc lubicie gościa i studyjne sztuczki generalnie, to koniecznie posłuchajcie. Rekomendowane producentom i fanom produkcji.