ŁONA

 

Koniec żartów (2001)

Była wiosna 2002, wczesne popołudnie, ptaszki ćwierkały, słoneczko świeciło, a ja jechałem autobusem linii 192 z warszawskiego Służewa na Uniwersytet i "cały w skowronkach" śmiałem się do rozpuku wobec kompletnej niekumacji współpasażerów. Miałem w odtwarzaczu debiut szczecińskiego włamywacza, który pod zgrabniutkie, dżezawe podkłady Łeby zapodawał anty-pancze typu "Wczoraj byłem w sklepie / Jak zwykle kupowałem COŚTAM" (!) albo "Jeszcze bity / Sztampa / Jaka sztampa? / Nie słyszałem w Polsce źle dobranego sampla". Choćby się dwoił, troił i wciąż nagrywał dobre płyty, to Adam Zieliński chyba nigdy nie przeskoczy niewymuszonego spontanu swojego debiutu.
(T-Mobile Music, 2011)

"Nie słuchać przed 2050 r."
Łatwo przeoczyć jeden z najlepszych tracków w karierze Adama Zielińskiego, bo ukazał się tylko na singlu. "2050" to taka kwintesencja stylu szczecińskiego MC – typowa dla niego realizacja groteskowej misji "nawracania" głupich na myślenie (przy założeniu, że coś takiego jak poszanowanie "racjonalności" jeszcze istnieje) – wybornie dopełniona archetypicznym bitem Łeby, zbudowanym na wirtuozerskich cięciach i start/stopach fortepianowych nutek. W skrócie, rzecz która odnalazłaby się z palcem w dupie na Koniec Żartów, ale... Po pierwsze raczej jako synteza, kulminacja, apogeum i wizytówka, a po drugie z nieco innymi od debiutu proporcjami humoru i goryczy. Bo to w sumie wcale nie "kozak nuta" na imprezę, tylko smutna i przerażająca wyliczanka. A idąc tym tropem, jeśli wsłuchamy się uważnie w podkład, to te wyjące z bólu smyczki, tak drastycznie co chwila urywane, wypadają trochę niczym lament nad fatalnym determinizmem historii – i kojarzą mi się wręcz z odpalanymi pociskami dalekiego rażenia or something. Nic, tylko się wieszać, skoro "donikąd zmierzamy". Przed tragicznymi wnioskami ratują popisowe rymowanki wewnętrzne na poziomie Biggiego ("Masz klucz tu i się ucz mój wnuczku", wow) i, jak zawsze, duży talent aktorski rapera (mówię i o wersji audio, i o klipie). Szkoda tylko, że, jak się potem okazało, Łona, podobnie zresztą jak wielu skądinąd bardzo inteligentnych i światłych młodych ludzi w tym kraju, dość jednostronnie i "wybiórczo" definiuje owych "bezkarnych bandytów", przed którymi tu przestrzega. Ale to już wątek na osobną dyskusję, nie mający nic wspólnego z artystycznym aspektem tego doskonałego kawałka.
(Porcys, 2010)