KEITH FULLERTON WHITMAN

 

Playthroughs (2002)

Jeżeli rozumiecie różnicę między słowami "najważniejszy" a "najlepszy", to jest to moim skromnym zdaniem najlepsza płyta ambientowa w dziejach. Biorę na siebie wszelkie konsekwencje tej opinii. Kiedyś zagadnąłem równie zafascynowanego "Playthroughs" kolegę, czy też wyczuwa w tym materiale przebudzenie Boga. Na co kolega, wyraźnie zniesmaczony, odparł – "e tam, dajże spokój... no, ewentualnie zalążki Boga". Ta reakcja przypomina mi o klasycznej odpowiedzi Nicka Cave'a na pytanie czy spał z Kylie Minogue: "no, never... hardly ever".
(T-Mobile Music, 2011)

Kochanie, ależ rozumiem. Rozumiem twój punkt widzenia, w końcu nie każdy musi być takim freakiem jak my w zakresie metod słuchania muzyki. Wiem, że dla ciebie "słuchanie płyty", nawet najbardziej intymnej i nocnej, nie musi wcale stanowić "mszy". Każdy ma swoją wrażliwość i swój sposób recepcji. Rozumiem, że dla ciebie żadną atrakcją jest nakrywanie się kołdrą i medytowanie w skupieniu przez godzinę. Dla mnie ok, weź Microphones lub Animal Collective do discmana i zapuść w drodze autobusem na wydział bądź na rowerze. Albo na wieży siedząc przed kompem. Niektórzy nazwą to profanacją, inni uznają taką postawę za bardzo cool, ale masz słuszność – co im w sumie do tego. Nikt nigdzie oficjalnie nie zarządził jak powinno się słuchać płyt, racja racja. Zostaje tylko jeden mały problem. Jest jedna płyta – jedna którą znam – której nie da się słuchać inaczej niż na słuchawkach w absolutnej ciszy wokoło. W tym przypadku nie idzie wcale o szarganie świętości czy inne takie bzdury. Chodzi po prostu o to, że w innych okolicznościach nie usłyszysz muzyki z tej płyty. W sensie, you'll listen, but you won't hear. To ambient, ale w przeciwieństwie do 99% ambientowych płyt, ta nie może być częścią "ambience'u". Została bowiem tak cicho zarejestrowana, że bez dobrych słuchawek i idealnych warunków zewnętrznych większość rozmyje się w powietrzu. Natomiast intensywność przekazu jest tu tak wysoka, że bez skanalizowania drogi fal bezpośrednio do uszu nie uświadczysz 2/3 treści tu zawartej, bo konstrukcyjnie to zaprzeczenie ambientu: wielości zmian w tych dźwiękowych plazmach ludzkie ucho nigdy nie jest w stanie przeanalizować do końca. O, i całość została nagrana za pomocą samych pogłosów gitarowych, wiedziałaś? Ale, kochanie, zrobisz jak zechcesz.
(Porcys, 2005)