GRZEGORZ TURNAU

 

Fabryka Klamek (2010, jazz/pop) !7.0

Jest mi niezmiernie smutno, bo owszem - tytuł i okładka osłabiają, a pseudo-poetyckie teksty (Zabłocki + Moczulski) bywają okropne. Wokal GT to kwestia gustu, chociaż obiektywnie dysponuje kiepskimi warunkami. Na domiar złego miał już w dorobku lepsze kawałki i to wiele (hello 90s). Problem (?) w tym, że gościu ma tak obcykane zachwycające modulacje, że ręce opadają. A to, jak wiadomo, jest właśnie esencja "muzyki", choć paradoksalnie nawet fani Turnaua nie wyznają tego kryterium (oni po prostu lubią "poezję śpiewaną"). Wrażliwiej harmonicznie osobie ciężko chyba nie poczuć ciarek przy rodzynkach takich jak refren "Dobrani Do Pary" (yyy, co tu się stało?), pomosty motywiczne "Gdy Poezja" czy progresje na tle nieregularnej metryki "Przepakowań". Skromny przerywnik "Do Źródła" ma zadatki na poważkę w ogóle (koincydentalna lekcja dla pana Jacaszka). I jak zwykle wykon dream-teamu z pogranicza "jazzu użytkowego PL" (Królik, Napiórkowski, Konrad, Miśkiewicz śpiewa w 4 numerach). Więc jeśli nie przeszkadzają wam aż tak bardzo wersy typu "Lecz najbardziej chciałbym / Co komu do tego? / Czyyyytaaaać ciiii Danteeeego" lub występ Sebastiana Karpiela-Bułecki (niezamierzona farsa), a kręcą was Nascimentowo-Maysowe wygibasy akordowe (kilkakrotnie jak z kuriera wycięci), to "polecam, Piotr Dejnarowicz".