DIZZY GILLESPIE

 

Afro (1954)

Afro? Gotów? (Kiedy Afro Kolektyw się reaktywują, koniecznie muszą wydać płytę pt. "Dizzy".) Pobudka! "BANANY PRZYWIEŹLI!" (Tytus, Romek i A'Tomek). Serio, znacie skuteczniejszy dzwonek na poranne przebudzenie, niż opener Afro? "Manteca Theme" wychodzi od bazowego, latynoskiego riffu, któremu w paradę wjeżdżają istne "saksofony i trąby jerychońskie", a wśród nich znajdą się takie kozaki ówczesnego jazzu jak Hank Mobley, Lucky Thompson, J.J. Johnson czy Quincy Jones. Dizzy musi stawić czoła tej ferajnie skomasowanego dźwięku, a intensywność doznania wzmagają konga które obsługuje sam Mongo Santamaria. I tak treściwie jest już do końca, dzięki aranżacjom Chico O'Farrilla.

Cztery pierwsze indeksy wypełniające stronę A są trochę jednym, hipnotycznym jamem, pozostawiającycm słuchacza bez wytchnienia. Na stronie B lśnią trójdzielna miarowość "Nocy w Tunezji" i zahaczające o exoticę, liryczne tematy "Con Alma". "Słyszałem takie akcje", że lata 50. były w karierze Johna Birksa pewnym kryzysem. "Crisis? What Crisis?!". Ja rozumiem, że jeśli facet "wziął udział w narodzinach bopu", a jego błyskotliwość harmoniczna nieraz odkrywała nieznany wymiar dobrze znanych jointów, to względnie bezpieczny etap afro-kubański może się dlań wydawać lekką zadyszką. Pamiętajmy jednak, że to postać właściwie pochodząca sprzed ery albumowej. A zatem ogarnijmy, że tu - z ikoniczną, specjalnie custom-zaprojektowaną zgiętą trąbką lub jeszcze bez niej - na przełomie maja i czerwca 1954 roku Gillespie zarejestrował najpełniej zrealizowany LP w dorobku.
highlight
(2016)