DAVID SYLVIAN

 

Approaching Silence (1999)

Jedna z najbardziej frapujących płyt ambientowych, z jakimi miałem do czynienia. Kupiłem ją w ciemno po tym, jak przypadkowo usłyszałem obszerny fragment w nocnym "Minimaxie" Piotra Kaczkowskiego, zaraz po premierze. I choć sięgam po nią nieczęsto, to nadal mrówki w gardle gwarantowane. To jeszcze bardziej skondensowany i odważny emocjonalnie spadkobierca psychologicznych eksploracji Briana Eno na "On Land", a zarazem ewidentny prolog do statycznych medytacji Keitha Fullertona Whitmana na "Playthroughs", eschatologicznych horyzontów Williama Basinskiego na "Disintegration Loops" czy zamrożonego patosu Johanna Johannssona na "Virthulegu forsetar". Poza dwuminutową miniaturą są na "Approaching..." dwa długaśne, epickie tracki, które rozciągają się jakby poza normalną miarę czasu. Coś chyba we mnie spada z wysokości tysięcy kilometrów i rozpada się na milion drobinek, gdy zatapiam się w nieodgadnioną plazmę "The Beekeeper's Apprentice". Wyczuwam tu niewerbalną dyskusję ontologiczną i niespotykane ujęcie wielowymiarowości kategorii bytu. A utwór tytułowy z gościnnym udziałem Roberta Frippa to rodzaj kubrickowskiego w klimacie elaboratu o miejscu człowieka we wszechświecie z einsteinowskim uwzględnieniem obecności Boga w tej teorii. Z jednej strony powabny soundtrack lotu kosmicznego, a z drugiej – te miarowe wybicia dzwonu od kilkunastu lat śnią mi się po nocach. To nie muzyka, a magia. Rekomendowane po północy, w samotności, na słuchawkach, w pełnej ciszy – wtedy jest szansa na podróż do wnętrza jestestwa.
(T-Mobile Music, 2012)

Poza jego mistrzami Bowiem i Eno (chwilami wydawał się zapatrzony w nich jak w obrazek) nikt nie zbadał w podobnie krótkim czasie równie rozległego terenu stylistycznego, co David Batt. Od post-punka zakamuflowanego pod postacią zwichrowanego art-glamu, przez "konstruktywistyczną" avant-new-wave (która o parę lat wyprzedziła noworomantyczne SYNTHPISTI) i studyjnie wymuskaną "piosenkę autorską" z elementami prog-popu, jazzu czy pre-post-rocka, aż po regularny ambient bądź eksperymenty z drone'ami. I bez wykwintnej warstwy kompozycyjnej dość szokująca TRAJEKTORIA.

Nawet duchowy poprzednik Engel i naturalnie porównywany ZEŃ Hollis wydają się na tle tak wszechstronnych dokonań nieco ograniczeni formułą "mój natchniony wokal plus...". Pamiętajmy bowiem, że nasz ambitny modernista serwował na swoich albumach ilustracyjne, instrumentalne impresje zanim jeszcze skończył 30 lat. Tę imponującą "szerokość" optyki uzyskał dzięki pilnemu studiowaniu gestów idoli (głębokie wibrato podpatrzone u Ferry'ego... lub Michała Bajora) przy jednocześnie cierpliwym "terminowaniu" u "starszych i mądrzejszych kolegów" – Frippa, Sakamoto, Czukaya.

I choć jego dyskografia chwilami razi nierównościami, to jej ścisłe highlighty można już konfrontować praktycznie z każdym dorobkiem na świecie. A dla artystów z "estetyczną klaustrofobią", którzy czują potrzebę bezustannej zmiany, ewolucji i rozwoju, którzy nigdy nie chcą nagrać dwóch takich samych płyt – wciąż lekko niedoszacowany Sylvian pozostaje (obok np. Jima O'Rourke'a) jednym z "urzędowych" bohaterów i wzorów do naśladowania. Może dlatego echa D.S. słychać czasem w dość "niespodziewanych" miejscach – u Massive Attack, Marka Eitzela, Marka Karwowskiego albo w nagraniach spod znaku vaporwave.

Moje top 20:

1. Still Life In Mobile Homes
2. Approaching Silence
3. Red Guitar
4. Halloween
5. The Beekeper's Apprentice
6. Visions of China
7. Nostalgia
8. Wave
9. Maria
10. Weathered Wall

11. The Boy With the Gun
12. Ghosts 
13. Adolescent Sex
14. September
15. Communist China
16. The Ink In the Well
17. Bamboo Houses 
18. The Art of Parties
19. Orpheus
20. Alphabet Angel
(2019)