CLUSTER

 

Zuckerzeit (1974)

Niemiecki duet wcześniej eksplorował znacznie "groźniejsze" otchłanie, a później dotarł (uwzględniając solówki Hansa-Joachima) do znacznie "aksamitniejszych" rejonów. Lecz nigdzie indziej nie uzyskał tak zdrowego balansu między ambientowym, a proto-synth-popowym aspektem swojej działalności. Udało się to dzięki wsparciu współprodukującego album Michaela Rothera – dlatego SŁODKI CZAS może być uznawany za ogniwo uzupełniające dorobek projektu Harmonia. Wirtuozerskie opanowanie elektronicznych mikrodrgań rytmicznych pudełek spotyka tu błogi zmysł nastroju. Panowie świetnie to rozegrali konstrukcyjnie – by nie stracić uwagi słuchacza przetasowali przystępniejsze, melodyjne impresje Roedeliusa z fakturowymi kolażami Moebiusa. Z tej lekcji pilnie skorzystali potem przedstawiciele fali minimal synth ("Rote Riki"), wytwórnia Kompakt ("Hollywood"), środkowe Stereolab ("Caramel") czy Mouse on Mars circa Autoditacker ("Rosa"), ale nawet bez blasku szokującego pionierstwa "kinetyka" Zuckerzeit niezmiennie fascynuje. Spotkanie z tą płytą przypomina bowiem odwiedziny na starannie urządzonej planecie w odległej galaktyce, gdzie drzewa są niebieskie, niebo zielone, woda pomarańczowa, a światło świeci na różowo. I wszystko jakoś do siebie pasuje.

highlight – https://www.youtube.com/watch?v=L2n7ZueDbWg (evocative moment: to, jak koślawo zacina się i rusza ponownie beat)
(2018)

Dieter Moebius

Wiadomość o śmierci połowy Clustera i 1/3 Harmonii zastała mnie w trakcie wakacyjnego wyjazdu nad ciepłe morze, a mimo to zmusiła do chłodnej zadumy nad następującym faktem: chyba nikt nigdy nie pochylił się w Polsce nad obszernym katalogiem dokonań duetu Cluster. Coś w rodzaju wyczerpującego przeglądu przydałoby się, bo na albumach typu II, Zuckerzeit lub Sowiesoso niemiecki tandem dość bezceremonialnie zasiał ziarna na wielu polach instrumentalnej ilustracyjności - od drone'ów po tzw. mikroelektronikę. Redaktor MZ telegraficznie streścił wątek w Porcys Guide to Pop, ja dorzuciłem słówko o projekcie Harmonia w odcinku Suplementu poświęconego Neu!, lecz to wszystko mało. Zwłaszcza, że w kolejce czekają też owoce współpracy z Eno, no i prace indywidualne - takie Tonspuren czy Wenn Der Sudwind Weht drogą nie chodzą. Precyzyjnie rzecz biorąc Moebius operował bardziej przy rytmie i timbre, co z kolei Roedelius komplementował sielską melodyką. Razem dawało to mieszankę, której wpływ nie jest dziś może bezpośrednio, namacalnie wyczuwalny, dopóki nie zajrzymy pod powłokę sceny, gdzie w ostatnich latach czaiły się zjawiska w guście analogowo-kasetowych labeli celujących w ambientowo-krautrockowy miękisz (np. Emeralds i pochodne/pokrewne). Respect is due.
(Porcys, 2016)

"Breitengrad 20"
Chciałbym raz jeszcze na chwilę wrócić do pionierskiej kraut-elektroniki. Na dotkliwy brak jakiegokolwiek polskojęzycznego "przeglądu" dyskografii Cluster włącznie z przyległościami, solówkami i projektami pobocznymi marudziłem już dwukrotnie – z okazji suplementowego wpisu o Neu! oraz w ramach niewesołego odcinka podsumowania 2015 pod wiele mówiącym tytułem "tiko... tiko..", a raczej "RIP". A zatem do trzech razy sztuka.

Dopiero co ukazał się box zbierający kluczowe nagrywki Cluster (8 albumów studyjnych) okraszone niepublikowanym wcześniej zestawem live (jako Konzerte 1972/1977). Natomiast zakładam, że "dwójka" i Zuckerzeit to dla miłośników tych rejonów kanon, o kolaboracjach (można, można) z Eno słyszeli wszyscy z powodu Eno, a Sowiesoso to typowa "płyta drugiego wyboru".

Dlatego nieśmiało zwrócę Państwa uwagę na miniaturkę z Grosses Water (1979), która bardziej niż arpeggiowo-analogową scenę syntezatorową spod znaku Emeralds, Marka McGuire'a i labelu Spectrum Spools (na zasadzie jawnego hołdu, wręcz imitacji) antycypowała leniwe, acz podszyte niepozorną głębią impresje Mouse on Mars z lat 90. Środki są inne, inna epoka, ale duch bardzo podobny – to dźwiękowa parafraza tego nieodgadnionego momentu, kiedy leżysz na plaży pogrążony w lekturze i nagle na słońce zachodzą ciężkie, złowrogie chmury.
(Porcys, 2016)