BÉLA BARTÓK

 

Dokładnie 100 Lat Temu: Marzec 1910

MUZYKA
19 marca odbyło się w Budapeszcie pierwsze wykonanie I Kwartetu Smyczkowego Beli Bartoka. Wprawdzie utwór kompozytor ukończył już w styczniu 1909, a są poszlaki każące podejrzewać, iż pracę nad nim (w formie luźnych szkiców) rozpoczął hen w 1907. Ale warto o tej premierowej prezentacji pamiętać, bo wraz ze wcześniejszym o dwa dni koncercie poświęconym twórczości ever-towarzysza artystycznej doli i niedoli, Zoltana Kodyaly'a, nieraz uznawana jest za "narodziny węgierskiej muzyki". Takie mikro-święto madziarskiej poważki. Balansujący między zatroskaną, mroczną rozkminą post-uczuciową, a próbą emocjonalnego wynalezienia się na nowo, kwartet otwiera, wedle słów autora, "pieśń żałobna" dla jego niespełnionej miłości do skrzypaczki, krajanki Stefi Geyer (co ciekawe w marcu 1910 sercowa zajawka straciła już aktualność, bo facet zdążył się w poprzednim roku ożenić ze swoją nastoletnią uczennicą, niejaką Martą Ziegler). Czego możemy się spodziewać dalej? Charakterystyczne dla Beli zazębianie się dwóch niezależnych melodii, wyraźny wpływ Beethovenowskich rozwiązań harmonicznych oraz bycie pod wrażeniem nostalgii Debussy'ego. Dobre wzorce! Btw jakże zamiata jedyny kwartet smyczkowy Claude'a, egzotyzujący G-moll z 1893 – gdybyśmy istnieli w 1993, to bym tu się rozpisywał (choć ja wtedy katowałem Marillion i dwumecz Dynamo Kijów z Barceloną o wejście do Champions League). I to właśnie stamtąd, z pierwszego movementu, ściągnął Fripp pasaż "mostkowy" w drugiej części "Larks' Tongues In Aspic", ale to tylko ciekawostka, dosyć offtopa.

To nie jest najlepszy z fenomenalnego cyklu sześciu kwartetów smyczkowych gościa, ale jeśli ktoś zapytuje o sensowny kurs w zgłębianiu jego dokonań, to ma tu solidny punkt startowy: jeszcze pokłosie tradycji późnoromantycznej, choć na bieżąco pod wpływem nowych bodźców impresjonizmu; "kawałek" w znacznym stopniu osobisty, lecz zwiastujący też mocną fascynację rodzimym folkiem w przyszłości (melodia z "Adagio" jako zwiastun słynnej tendencji), czyli kontekst uniwersalno-narodowy. Słowem: 4/5 na AMG (od Erlewine'a), gdyby dawali. (W ogóle planuję w dziale Muzyka na PM oceniać i reckować na boku "niepełne dyskografie" znanych nutopisarzy, aktorów, znaczy pisarzy i wyręczyć w tym bojaźliwe i konserwatywne w ujęciu Allmusic. Ale czy się uda to nie wiem, bo ze względu na mały czas czasu.) Anyway, Bartok przecie boss, no i grywał na *katarynce* (try top top this). Następny z serii kwartetów, drugi, przedstawił Bela dokładnie osiem lat później (również w marcu, tylko że 1918). Wygląda więc na to, że napiszę o nim w tej rubryce za osiem lat. "Widzimy się"? Dobrze, to ja wracam do słuchania Galvina Parisa (i to jest też ciekawe, gdzie on będzie za tych osiem lat).
(Porcys Media, 2010)